wtorek, 15 października 2019

Clive Barker's Undying

Na początek mojej przygody z blogiem gamingowym postanowiłem opowiedzieć o grze, która jest już pełnoletnia - Clive Barker's Undying. Doszedłem do wniosku że początek retro będzie w dobrym tonie. W 2001 roku EA Games wydało grę, którą uważam za jeden z najlepszych horrorów FPS jakie powstały. I być może za jedną z najlepszych gier grozy w ogóle. A miałem trochę do czynienia z mrocznymi tytułami. Wspomnę chociażby Alone in the Dark czy Blair Witch Project. Parę lat po Undying trafiłem na kolejną grę sygnowaną nazwiskiem Clive Barkera - Jericho. Moje serce zabiło mocniej pamiętając frajdę jaką miałem przy pierwszej grze lecz niestety się rozczarowałem. Nie znaczy to że Jericho jest grą złą. Otóż nie, jest całkiem dobra, ale dla osoby mającej wcześniej styczność z Undying wydaje się że z nazwiska w tytule nic nie wynika. A nazwisko to zacne, Clive Barker to twórca wielu utworów literackich w klimacie horror i dark fantasy. Zresztą wystarczy wymienić Hellraisera i wiadomo o kogo chodzi. Oprócz pisania, reżyserowania imał się on wielu zajęć, także tworzenia scenariuszy do gier. Undying to jedno z dwóch takich owoców gamingowej współpracy. Zapraszam do zapoznania się z recenzją.
Wpływ pisarza widać już od samego początku gry. Protagonistą jest, zgodnie z pomysłem Clive'a - Patrick Galloway. Jest to weteran z I wojny światowej, obecnie rozwiązujący paranormalne problemy ludzi, którzy takowe mają. We wczesnej wersji twórcy gry w tej roli obsadzili hrabiego Magnusa Wolframa, łysego czarnoksiężnika. Myślę że jednak dobrze zrobił Clive, wybijając ten pomysł im z głów. Patrick jest dużo bardziej ludzki, ma historię i zwyczajnie łatwiej się z nim utożsamić. Skoro napisałem o wojennej przesłości, warto dodać że akcja gry dzieje się w roku 1920. Nasz przyjaciel Jeremiah Covenant napisał do nas list z prośbą o pomoc. Posiada on całkiem sporą rodzinkę, która zaczyna mu sprawiać problemy raczej nie z tego świata. Grę zaczynamy w łódce, zbliżając się do wyspy. Mimo mroku nocy widać kształt posiadłości Covenantów na jej szczycie. Tutaj zaczyna się nasza przygoda, pełna klimatu grozy, potworów, magii. Poznamy mroczną historię rodziny, na której ciąży klątwa.

Grę napędza silnik Unreala, który został mocno ulepszony w stosunku do pierwowzoru sprzed trzech lat. Twórcom udało się stworzyć nieco większe przestrzenie, wnętrza są dużo bardziej szczegółowe. Dobre wrażenie robi oświetlenie. Jest bardzo klimatyczne, szczególnie we wnętrzach posiadłości. Tekstury zaś prezentują zróżnicowany poziom. Z jednej strony potrafią być szczegółowe (jak na 2001 rok). Obrazy w posiadłości są doskonałym przykładem. Z drugiej strony niektóre powierzchnie, jak ściany i podłoża są nieco zbyt rozmyte. Warto zwrócić uwagę na świetne skybox'y. Wyglądają dobrze na otwartych przestrzeniach. W równoległym wymiarze Oneiros tworzą niesamowity efekt. W roku 2001 na pewno robiło to bardzo dobre wrażenie. Na pochwałę także zasługuje udźwiękowienie. Odgłosy wydawane przez potwory naprawdę mrożą krew w żyłach. Do dzisiaj mam w pamięci wycie howlerów, jak i główny motyw muzyczny. Trudno mi się odnieść do optymalizacji gry, gdyż ja grałem w nią parę lat po premierze, na dużo lepszym komputerze od tych dostępnych w 2001 roku. Myślę jednak że nie mogło być z tym źle, Unreal Engine był całkiem wydajny. Jeśli chodzi o mechanikę gry, to jest to klasyczny shooter, choć z paroma ciekawymi pomysłami. Dostępnych w grze jest 8 broni, przy czym oprócz strzelb i pistoletów możemy używać takich nietypowych jak mrożące działo tybetańskie, kosa celtów, zdalnie sterowane fenixy. Oprócz broni korzystamy z ośmiu czarów, które podobnie jak broń stopniowo zdobywamy podczas gry. Zaklęcia rzucamy prawą ręką, podczas gdy z broni strzelamy trzymając ją w lewej. Wśród zaklęć ofensywnych znajdziemy szybką ale zadającą średnie obrażenia ektoplazmę, wybuchające czaszki czy błyskawicę. Możemy także przyspieszyć swoje ruchy, przelecieć niewielki odcinek, stworzyć osłonę lub chwilowego sprzymierzeńca. Na parę osobnych zdań zasługuje czar widzenia pozazmysłowego. Oprócz lepszej widoczności w ciemności, widzenia wrogów za ścianami umożliwia on w wielu miejscach gry zobaczenie zdarzeń z przeszłości lub nieco odmiennej wersji rzeczywistości. Polecam sprawdzać w ten sposób obrazy wiszące na ścianach. Czasem zaskakują :). Czary można ulepszać przy pomocy kamieni wzmacniających, które można znaleźć w zakamarkach poziomów. Stąd warto w miarę dokładnie je eksplorować. Dane nam będzie zwiedzić posiadłość Jeremiaha, całkiem sporą, ogrody, katakumby rodowe nieopodal. Trafimy także na coś w rodzaju pirackiej jaskini, przejdziemy przez równoległy wymiar Oneiros a nawet cofniemy się w przeszłość. Gra jest dość liniowa, biegamy po "korytarzach" z miejscami nieco rozleglejszymi, standard w FPS'ach z tych lat.
Walka z potworami sprowadza się do nafaszerowania każdego z osobna odpowiednią ilością ołowiu, lodu lub czegoś innego wywołującego efekt damage. Lub zbiorczo jeśli trzymamy strzelbę. Istotne jest przy tym aby nie dopuszczać do bliskich spotkań z niemilcami. Twórcy zastosowali tutaj ciekawy mechanizm, który powoduje obrót gracza w bliżej nieokreślonym kierunku gdy maszkara nas dopadnie. Na przykład przyjęcie ciosu od howlera, oprócz zabrania punktów zdrowia obróci nasz widok o ok 90 stopni w stronę zgodną z ruchem jego łapy. Konieczność korygowania kierunku postaci utrudnia walkę w zwarciu i każe raczej jej unikać. Dlatego dźwięk howlerów zapadł mi w pamięć. Te daleko skaczące kreatury potrafiły nagle i nie wiadomo skąd doskoczyć do gracza a nasze strzały trafiały w pustkę bo maszkaron już zdążył nas obrócić. Oprócz "standardowych" umilaczy naszej podróży przez grę co jakiś czas trafiamy na jednego z członków rodziny Jeremiaha w charakterze bossa. Tutaj trzeba trochę pomyśleć i bacznie obserwować otoczenie ponieważ na prawie każdego trzeba znaleźć sposób. Na przykład niektórych z nich można zranić tylko celtycką kosą, w innym przypadku najpierw zniszczyć jakieś elementy otoczenia. Nie są to trudne pojedynki, jedynie Bethany trochę napsuła mi krwi. Oczywiście na końcu okazuje się że ostatnim przeciwnikiem jest... Nie będę psuł zabawy nikomu, kto jeszcze z tą grą się nie zapoznał :). A warto, mimo że mija już 18 lat od premiery. Fakt, grafika na obecne standardy trąci myszką ale moim zdaniem źle nie jest a trochę można ją poprawić modami. Polecam każdemu, kto lubi odkrywać mroczne sekrety ze strzelbą w jednej ręce a czarami w drugiej.

2 komentarze:

  1. Zachęciłeś mnie. Muszę w końcu zapoznać się z tą klasyką, bo to jedna z tych gier, o których dużo czytałem, a w które nigdy nie grałem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I gram w edycję z GOG. Ależ to jest pożeracz czasu, już dawno minuty nie upływały mi tak szybko przy klawiaturze :D

      Usuń